środa, 18 lutego 2015

Rozdział czwarty, czyli nowe problemy.

Cześć!
Stwierdzam, że nie umiem pisać długich rozdziałów. Zastanawiałam się, co jeszcze tu dodać, ale nie mam pojęcia bladego. Co wy na to, że rozdziały już będą takie krótkie? Bo zawsze mówię, że następny już będzie normalny, a to już czwarty rozdział, a ja dalej nie potrafię pisać dłuższego. 
Rozdział trochę inny od reszty, bo jest w nim dużo dialogów i takich "świeżych" akcji. Jest taki w miarę luźniejszy ;-)
Jeszcze jedna sprawa. Jeśli ktoś chce, to niech da mi maila, GG, albo aska, żebym mogła go informować o rozdziałach, czy notkach, czy czymkolwiek, co pojawi się na blogu.
Dedykuję go wszystkim, którzy skomentowali ostatni rozdział. Wiedzcie, że takie chociażby "super rozdział" dają motywacji do napisania, aż dwóch stron. Czekam na wasze opinie i skargi. Pozdrawiam,
GABBY.
   ~,~
LILY EVANS
     Uśmiechnęłam się do niego nieśmiało.
    -Nie wiem, Potter. Myślę, że ta sprawa zostanie jeszcze dokładnie przemyślana. Daj mi trochę czasu, a obiecuję, że wszystko będzie... OK  - powiedziałam nie patrząc mu w oczy. Gdybym to zrobiła, zapewne od razu bym się zgodziła. A to nie było takie proste.
    Rogacz popatrzył na mnie zdziwiony, a ja tylko parsknęłam śmiechem i udałam się do mojego dormitorium.
~,~
    Zatrzymałam się przed drzwiami do naszego dormitorium. Usłyszałam krzyki dobiegające zza drzwi do sypialni dziewcząt z siódmego rocznika. Oparłam się o ścianę zdziwiona znajomymi głosami.
    -I co? Myślałaś, że się nie dowiem? Tylko  t y  mogłabyś zrobić coś tak prymitywnego! - wykrzyknęła najwyraźniej bardzo zdenerwowana Maggie.
    -Ygh... To nie ja! Zrozum wreszcie, że nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła. Znasz mnie od dobrych sześciu lat - powiedziała Gabrielle na swoją obronę.
    -Ależ oczywiście! Pani Gabrielle Bonnet zawsze święta! Taka dobra, miła, uprzejma - wyliczała ironicznie Maggie. - Sądzisz, że dam się jeszcze nabierać na twoje głupie próby bycia "fajnym"? I jeszcze kłamiesz...
    -TO NIE JA! - wrzasnęła Gabrielle uderzając o powierzchnię jakiegoś przedmiotu. N i g d y  nie słyszałam, aby Bonnet była aż tak zła.
    -Zabawne - roześmiała się Morgan. - Ważysz się kłamać mi prosto w twarz? Przyznaj się, to może w jakimś stopniu ci odpuszczę - Gabrielle milczała. - Dobrze! Niech tak więc będzie! Nie masz  n i c  na swą obronę. Myślisz, że będę cię całować w pięty jak wszyscy dookoła? "Ojej... dziadziuś jej umarł! Jak mi szkoda"... Pewnie był tak samo fałszywy jak TY!
    -NIGDY nie waż się obrażać mojego dziadka, monstre malodorante.
    -Teraz będziesz się popisywać francuskim? Tak, to w twoim stylu. Ciągłe popisy i udawanie zabawnej... Szkoda tylko, że nieliczni wiedzą jaka naprawdę jesteś! Kłamiesz mi w żywe oczy, urządzasz głupie kawały rozgłaszając wszystkim, jaki to zabawny dowcip wywinie niedługo koleżankom. Ja jedna zawsze czułam, że jesteś od środka przegniła. Ale to pewnie kwestia złego wychowania.
    - O NIE! Nie pozwolę, abyś obrażała mnie i moją rodzinę. Ty zawsze wywijasz dupą na prawo i lewo. Jaka ty jesteś cudowna, słodka, wiotka i powabna... Ale przecież tobie wszytko wolno! Łazisz po ludziach i puszczasz się na wszystkie strony. Współczuję wszystkim, którzy musieli cię dotykać. To musiało być okropne przeżycie...
    -DOŚĆ! Nie mogę tego dłużej słu...
    -Zamknij dupsko, reptile maudit! - powiedziała Bonnet otwierając drzwi i w tym samym czasie pokazując środkowy palec lewej ręki. - Nigdy więcej nie dam się obrażać. Skończyłam udawać dla ciebie dobrą. Ty jesteś zła, ja też będę - dodała już spokojniej. Widząc rozszerzone ze zdziwienia oczy Morgan skierowane na mnie, również popatrzyła na moją zaniepokojoną zaistniałą sytuacją minę.
    -Lily, my... - próbowała Maggie, ale ja pokręciłam głową, dając do zrozumienia, że nie trzeba mi nic tłumaczyć.
~,~
    Znalazłam się między młotem, a kowadłem. Od tamtej kłótni dziewczyny przestały się w jakikolwiek sposób kontaktować. Kiedy jedna była w dormitorium, druga miała tysiące powodów, dla których tam nie wejść. Czas, który wcześniej spędzałyśmy wszystkie razem w trójkę, poświęcały na inne zajęcia. Maggie więcej czasu poświęcała spotkaniom towarzyskim i zamawianiem ubrań przez sowią pocztę od swojej ulubionej firmy. Gabrielle zaś ciągle to włuczyła się po zamku, wszędzie łaziła za Huncwotami lub trenowała qudditch. Przez ich kłótnie mniej uwagi poświęcały mnie, a jeśli w ogóle coś do mnie mówiły, to zazwyczaj o tym, jaka to uciążliwa była jej dawna przyjaciółka.
    Z nudów na jakie skazały mnie dziewczyny jeszcze więcej się uczyłam i ćwiczyłam zaklęcia. Biblioteka stała się moim ulubionym miejscem w zamku, a wychodziłam z niej tylko aby coś zjeść lub pójść na zajęcia. Oczywiście, zaklęcia ćwiczyłam w sali tuż obok, Lily Evans nie mogłaby się narazić madame Pince.
~,~
GABRIELLE BONNET
    Uciekała roześmiana przed zdziwionym Łapą. Jej życie się sypało, ale to nie znaczy, że miała się w ogóle nie śmiać. Ostatnie dni były dla Gabrielle istnym koszmarem. Umiera jej dziadek - ostatni opiekun, Ministerstwo Magii ciągle wysyła listy z ponagleniami do zapłacenia rachunków za nieużywany przez nikogo dom, na które nie ma pieniędzy i jeszcze na dodatek kłóci się z trollem. Trzeba jeszcze dodać zły stan zdrowia dwójki przyjaciół, wizytę Voldemorta w szkole i ataki na mugoli opisane szczegółowo w każdym Proroku Codziennym, na które aż gotowała się w środku. Próbowało wszytko w sobie tłumić, ale i tak co dzień ukrywała się w najdalszych zakamarkach Hogwartu i dając upust swoim emocjom w płaczu.
~,~
LILY EVANS
    Jak zwykle w piątkowe popołudnie zajmowałam się odrabianiem prac domowych. Kończyłam już esej z Historii Magii i miałam jeszcze nadzieję poćwiczyć zaklęcia na transmutację, na poniedziałek. Myśląc nad bitwą czarodziei z trollami leśnymi z 1267 roku do głowy wpadła mi myśl, że tyle w ciągu tych trzech tygodni w Hogwarcie się wydarzyło... Nigdy nie spodziewałam się, że zdarzy się choć jedna z tych rzeczy, a mogłabym już o nich książkę napisać.
    -Co tak siedzisz? Dzisiaj już mamy piątek, a ty się tu kisisz jak korniszon w słoiku - powiedział Syriusz podchodząc do mnie tyłem.
    -Dziewięć planet, dwieście dziewięćdziesiąt cztery kraje, ponad siedem miliardów ludzi - westchnęłam - a ja muszę patrzeć akurat na twój pysk.
    -Ej! Spokojnie Ruda! - wyszeptał Black kładąc obronnie ręce. - Bo na serio pomyślę, że rude są fałszywe.
    -Muszę jeszcze poćwiczyć to nowe zaklęcie z transmutacji... - powiedziałam uderzając głową o stół. - Mam zrobić jeszcze dla Remusa eliksir...
    -Jak już tak bardzo nie chcesz iść, to możesz zrobić za mnie esej z eliksirów, bo mam szlaban - powiedział mrugając do mnie.
    -Ty szczwany leniu! Teraz mnie przekonałeś. Wychodzę i  nie wiem, kiedy wrócę.
    -Kurcze gwałcone! - wykrzyknął na całe gardło. Usłyszeliśmy kroki pani Pince. - EWAKUACJA!
    Pobiegliśmy najciszej jak możemy do wyjścia, lecz gdy już byliśmy może trzy kroki od drzwi, drogę odgrodziła nam bibliotekarka. Westchnęłam.
    -Ładnie to tak wrzeszczeć pomiędzy regałami? Macie coś na swoje usprawiedliwienie? - spytała zachrypniętym szeptem, a piórko z kapelusza opadło, zasłaniając jej jedno oko.
    -Em... My.. Ja... To znaczy... - zamyślił się Black. Westchnęłam. W takim wypadku mieliśmy już szlaban na zamówienie. - Łowiliśmy kasztany - powiedział Łapa. Uderzyłam się otwartą dłonią w twarz. Zyskałam dowód, że IQ może być jednak minusowe. Brawo, Black, teraz mamy wspaniały tydzień.
    -Dobrze. W takim razie, może połowicie kurz z klasy Obrony Przeciw Ciemnym Mocom na drugim piętrze? Mieli mały wypadek z Pyliakiem Czarnym i ktoś tu musi sprzątnąć. Bez różdżek, oczywiście. Pójdę jeszcze uzyskać zgodę od profesor Minerwy. - powiedziała podchodząc do biurka i pisząc jakiś mały liścik. Dała go jakiemuś drugoroczniakowi i usiadła na krześle.
    -Świetnie. Cieszysz się na spotkanie z pyłkiem, który można zmyć tylko śluzem ślimaków? - spytałam się ironicznie Blacka. -Radzę ci odsunąć się na bezpieczną odległość, bo moja pięść ma ochotę zrobić z twojego nosa agrafkę.
~,~
    Siedziałam przed Remusem przegrywając kolejną partię szachów. Za moment miałam mieć spotkanie z profesorem Dumbledorem. Ponoć nic nowego nie odkryli, ale chcieli nam dać jakieś przydatne wskazówki. Postawiłam pionka na B4. Moje myśli powędrowały w stronę Rogacza. Gabrielle nic nie mówiła o tym, że ze sobą rozmawiali. Lunatyk zawołał SZACH, a ja już wiedziałam, że nie mam szans.
    -Dobra Remi, kończymy to. Już nie mam siły - stęknęłam, patrząc na niego błagalnym wzrokiem. 
    -Niech ci będzie, idź. Ja i tak dokończę swoje dzieło zniszczenia - zaśmiał się złowieszczo, zacierając ręce.
    -Zaczynam się bać, czy nie przebywasz za dużo z tym SyrKretynem, bo twój mózg zaczyna przypominać zmierzwionego robaka. - Lupin parsknął śmiechem, a Gabrielle zrobiła obrażoną minę i wyszła z pomieszczenia. - Czy ty masz jakieś układy z Gabrielle? - spytałam ruszając wymownie brwiami.
    -Nie, to ona ma z robakami.
    -AQUAMENTI! -zawołała Bonnet ze schodów do damskich dormitoriów, kierując różdżkę prosto na Lupina. - A, masz, szatanie! - zawyła tryumfalnie. Postanowiłam jak najszybciej opuścić miejsce zbrodni.
~,~
    Stałam pod drzwiami do gabinetu Dumbledore'a, czekając na zaproszenie do środka. Wiedziałam, że miał w tamtym momencie u siebie gościa, więc nie chciałam przeszkadzać. Wiedziałam, że dyrektor ma odpowiednik mugolskiego monitoringu w korytarzu przed jego gabinetem. Oparłam się o ścianę wyczekując zaproszenia.
    Nagle drzwi otworzyły się, a stanął w nich, nie kto inny, jak Gibbs we własnej osobie. Zbliżył się do mnie niebezpiecznie blisko. W jego oczach widać było wielki gniew.
    -Nie bój się, szlamo. Jeszcze mnie popamiętasz. Umrzesz. I będziesz bardzo cierpieć. Nie tylko fizycznie! - wykrzyknął i zacisnął zęby.
     Przeraziłam się nie na żarty. Popatrzył w stronę gabinetu i odszedł zdenerwowany.
    Pokręciłam głową i weszłam do pokoju. Na podłodze leżał czerwony dywan, a wszędzie wokół mnustwo było małych, dygoczących przedmiotów na stolikach z eleganckimi, cienkimi nóżkami.
    -Witam, panno Evans - odezwał się poczciwy staruszek.
    - Dzień Dobry, panie profesorze. Dlaczego mnie pan tu sprowadził?
    -Myślę, że przed momentem pani widziała. Mamy małe problemy - powiedział, a ja już wiedziałam o co chodzi.

"Spory nie trwały by tak długo, gdyby bark słuszności był tylko po jednej stronie."

Kłótnia - brak zgody, ostra wymiana zdań, awantura.