wtorek, 19 maja 2015

Rozdział szósty, czyli uczucia, odczucia i zwierzenia.

Hej!
Zapraszam po miesięcznej przerwie na najkrótszy rozdział jaki kiedykolwiek pojawił się na moim blogu! To wina matur i całego tego zgiełku, ale mam nadzieję, że nie będzie aż tak źle :* Albo i będzie, bo nie wiem, czy ma 4 strony, mimo iż w zakładce pisało, że jest ich ponad cztery, ale zaszła mała pomyłka... No nie ważne. Po prostu przepraszam. Możecie mi wymyślić karę xD
Rozdział dedykuję wszystkim tym, którzy czekali i mimo pewności, że nic w przyszłości nie będzie, to zaglądali tutaj z nadzieją zastania CZEGOKOLWIEK. Jest to rozdział również dla tych, którzy mnie wspierali, choćby rozmową (myślę, że wiesz, że o ciebie chodzi :* ). No i jeszcze dla osoby wiadomo której, za wiadomo co (KWTW).
Na dole czeka Was niespodzianka, myślę, że ciekawa.
Przepraszam, że w tym rozdziale nic nowego, ale i tak dobrze, że cokolwiek jest. A teraz będzie tego więcej, bo mam już KONIEC ROKU! Jej! Teraz odpoczywam emocjonalnie, więc, więc no..
I zachęcam do komentowania, bo zbliżamy się do 100 (a właściwie 50) komentarzy, więc może trafisz ;)
Miłego czytania tego beznadziejnego rozdziału
GABBY.
~,~
GABRIELLE BONNET
    Miała dziwne wrażenie, że wszystko wokół niej straciło sens. Nie obchodziło ją nic. Nic poza związkiem Syriusza i Maggie. Black wydawał się być szczęśliwy. Morgan też. Czuła się jak wywłoka. Schudła, zmarniała. Nie nadawała się do niczego. Nawet nie było jej na ostatniej pełni, bo leżała połamana w Skrzydle. Oczywiście, musiała spaść z miotły podczas treningu. W myślach ciągle powtarzał się jeden wątek: dziadek, Ministerstwo, rachunki, kłótnia z Maggie, Voldemort, ataki na mugoli, Black i Morgan. Bała się, że jak tak dalej pójdzie, to zabraknie jej palców do wyliczania jej problemów. Zawsze była niepoprawną optymistką, ale teraz po prostu nie mogła. Czuła, że to wszytko źle się skończy. Zaniedbywała naukę. Coraz mniej czasu spędzała z Huncwotami, a coraz więcej po prostu płakała. Zanim to wszystko się stało, nawet nie wyobrażała sobie siebie płaczącej. Wcześniej dzieliła się wspaniałą i radosną aurą z wszystkim dookoła. Teraz, gdy wkraczała do pomieszczenia, wszystkim udzielał się jej podły humor. Było zimno i nieprzyjemnie, a gdzie nie spojrzeć wszystko było ponure i szare. Kilkoro pierwszoroczniaków na jej widok po prostu uciekało. I w sumie ona też uciekała. Uciekała przed samą sobą i swoimi uczuciami. Wiedziała, że nigdy nie będzie tak jak kiedyś.
~,~
LILY EVANS
    Znowu labirynt! Ten przeklęty labirynt! Jak ona go nienawidziła. Miała ochotę rozwalić te ściany i wrócić do pięknych sennych marzeń. Niestety, nie panowała nad tym co robiła. Biegła. Biegła szybciej, niż była w stanie to zrobić w rzeczywistości. Pragnęła tylko, aby ten sen się skończył.
    -Lily Evans! - usłyszałam szept Pottera. -Proszę wstawaj! Musimy pogadać - dało się słyszeć jego szept, jak zza mgły. Poczułam, że ściany się trzęsą. Obudziłam się nagle, kończąc sen pod stertami gruzu. Tak, to był znak. Tylko James potrafił mnie uratować. Tyle, że wtedy jeszcze tego nie wiedziałam.
    -Co tu robisz w środku nocy? - spytałam zdenerwowana. Co on sobie myśli?! W ogóle, jak on się tu dostał? - myślałam
    -Aha, środek nocy to dziewiąta rano, dobrze wiedzieć - pokazał mi język, a ja zleciałam z łóżka jak poparzona. -Spokojnie, Evans, dziś sobota. Nic się nie stało, tylko spóźniłaś się na śniadanie. Zawsze możesz iść do skrzatów.
    -Skoro wszystko w porządku, to po co tu przylazłeś i mnie obudziłeś? - spytałam rozdrażniona, jednak głęboko w środku wdzięczna, że nie musiałam widzieć mojego nocnego prześladowcy.
    -Mam do ciebie sprawę... - powiedział ostrożnie i z brakiem pewności siebie, co było u niego dość niespotykane. - Potrzebuję twojej pomocy.
~,~
    -Gabrielle? Gabrielle! GABRIELLE! - krzyczałam zalana łzami. Nie wiem czy to była zazdrość, czy poczucie zdrady,  czułam się okropnie źle. Tak źle, że moim złym nastojem mogłabym wykarmić stado wygłodniałych baranów. - Gdzie jesteś?
    -Tutaj! - zawołała wychodząc z łazienki. - Coś się stało? Och, Lily, wyglądasz okrutnie! - zawołała i mnie przytuliła. - No już nie płacz...
    -Nie dotykaj mnie! - odtrąciłam ją wściekła. -  Idź do swojego kochasia! Jak mogłaś? Ja zwierzałam ci się z wszystkiego, ale ty musiałaś mi to zrobić! Mało masz problemów! Chyba uwielbiasz tracić osoby, które mogą ci pomóc. Mogłaś chociaż powiedzieć! - zawołałam i wybiegłam z pokoju trzaskając drzwiami. 
    Biegnąć z głową skrytą za rudą czupryną i oczami pełnymi łez wpadłam na osobę. Okazało się, że w tym momencie bardzo jej potrzebowałam. Przytuliłam się do niego i zaczęłam płakać w jego ramię.
    -No już, Lily, choć, idziemy stąd - powiedział Remus łagodnym głosem, a ja poszłam za nim nawet nie protestując.
    On albo Syriusz. No cóż, ten drugi do zwierzeń się nie nadaje, tym bardziej, że chodziło o jego bliskich przyjaciół, a Remus... Remus rozumiał mnie jak nikt inny. Otworzył drzwi do pierwszej - lepszej pustej klasy i usiadł na podłodze pod tablicą. Tak, pod "Tablicą Zwierzeń". Usadowiłam się obok niego i zaczęłam opowiadać wszystko po kolei i ze szczegółami. Kiedy skończyłam, jego koszulka nie nadawała się do użytku, bo po prostu: mój płacz plus jakiekolwiek ubranie osoby, która mnie słuchała równa się robienie prania. Nic nie mówił, nic nie robił, tylko był. I byłam mu za to ogromnie wdzięczna.
~,~
    REMUS LUPIN
    On mi to powiedział prosto w twarz.
    Ona udawała, że o niczym nie wie.
    Wszystko jest do dupy.
    Jak ktoś mógł się tak zachować? To do nich niepodobne, nawet Black czegoś takiego nie robi. Musiał zadziałać, na pewno wszystko niedługo się wyjaśni. Bo przecież to musi być nieporozumienie albo wypadek. Nikt nie robi czegoś takiego. A przynajmniej oni. 
    Był już w dormitorium. Przemyślał wszystko. Wiedział co ma robić. Wszystko wydawało się być proste w teorii, gorzej w praktyce.
    -Nie wiesz gdzie mogę znaleźć Jamesa? - spytał czytającego jakiś magazyn Glizdogona.
    -Nie.
    -Aha. Dzięki za długą, piękną i nie dającą nic do zarzucenia wiadomość - powiedział Lunatyk ironicznie.
    -Jeśli tego pragniesz i tak bardzo potrzebujesz... - zamruczał pod nosem i odłożył gazetę. - Jeśli masz na myśli pytanie, na które odpowiedzią jest słowo w naszym języku angielskim, to stwierdzam iż kategorycznie NIE widziałem osoby o imieniu James i nazwisku Potter. Skłamałbym twierdząc, że nie wiem gdzie jest ta osoba, bo jest wszędzie, a najprawdopodobniej w tymże o to zamku (czy szkole, jak kto woli). Lecz jeśli pragniesz dowiedzieć się jego dokładnych współrzędnych, to ode mnie się ich nie dowiesz. W sprzyjających okolicznościach radziłbym ci popatrzeć na mapę, zwaną Mapą Huncwotów, jednakże osoba przez ciebie uparcie poszukiwana zabrała ze sobą owy kawałek papieru...
    -Po pierwsze: wow, nie wiedziałem, że znasz takie słowa - zauważył Lunio, a dumny Peter uniósł podbródek w geście pewności siebie. - Po drugie: spieszy mi się, więc jak nic nie wiesz, to do widzenia.
    -Przecież ja mówiłem NIE! - wydarł się Glizduś, jednak zniecierpliwiony Remus już wyszedł z dormitorium w celu odnalezienia zaginionego kumpla.
    Bo gdzie on mógł być w słoneczną sobotę? No tak, stadion! - pomyślał Lupin zdumiony swoją głupotą i popędził w stronę błoni, by odnaleźć Rogacza. Był tak zajęty swoimi myślami, że nie zauważył osoby idącej wprost na niego, również zajętej swoimi myślami. Wpadł na nią i oczywiście przeprosił. Znów wpadł na genialny plan, bo oto przed nim stoi osoba, z którą powinien porozmawiać. Prędzej czy później, co za różnica. Uśmiechnął się i przeszedł do rzeczy.