wtorek, 30 czerwca 2015

Bolące serce, czyli... sama nie wiem.

Cześć!
Długo zastanawiałam się nad tym, co zrobić, ale... Proszę, nie zabijcie mnie za to, co za moment przeczytacie. Przemyślałam wszystko i z bólem serca stwierdzam... Iż to najwyższy moment na zakończenie mojej historii... Nie, to złe określenie. Na PRZERWĘ w jej rozwoju. W moim życiu ostatnio bardzo wiele się dzieje, ale nie martwcie się, nie są to wydarzenia złe, wręcz przeciwnie ;)
Nie chcę zostawiać tego, czego się z Wami wspólnie dorobiłam. Jeszcze w te wakacje pojawi się post - ostatni przed moją przerwą... Chyba tak mogę to nazwać. Nie żegnam się z Wami na zawsze, tego nigdy nie zrobię. Nie jest to też zawieszenie, bo raczej nie powrócę prędko. Szkoda mi wszystkiego, ale to jest jedyne wyjście. Przemyślałam to wszystko, naprawdę wiele czasu zajęło mi podjęcie tej decyzji. 
Jutro moje urodziny, dwudzieste. Myślę, że to odpowiedni moment na zakończenie pewnego etapu w życiu, a rozpoczęcie kolejnego. Chciałabym, aby każdy kto zechce, zostawił pod spodem ulubiony fragment z tego bloga - tak sentymentalnie. 
Mam nadzieję, że nie znienawidzicie mnie za to, co teraz napisałam... Nie chcę, aby tak się stało. Wiem, że pewnie nie tylko mi z powodu tego odejścia jest przykro... Ale ja nie odchodzę! Cały czas jestem - u Was na blogach, na asku, GG, piszcie maile, co chcecie, ja jestem z Wami i nigdy Was tak naprawdę nie opuszczę. Wiem, że moje uczestnictwo w blogosferze nie trwało długo, ale jeszcze się nie zakończyło. I mam nadzieję, że jeszcze długo, długo nie nastąpi. 
Jeszcze jedno - jeśli chcecie w skrócie poznać co będzie dalej, śmiało piszcie gdziekolwiek, wszystko Wam opowiem. I od razu mówię, że nie będę Wam wyjaśniać dlaczego to robię, bo choć wiem, że na takie wyjaśnienie zasługujecie, to nie chce się tłumaczyć... Nie wiem czemu :P Taka już moja natura.
Więc to nie ostatni post na moim blogu, jeszcze podczas wakacji pojawi się kolejny rozdział - dziesiąta część mojego opowiadania. Postaram się, aby była jak najlepsza.
W takim razie pa! Pamiętajcie, to tylko zapowiedź. Trwajcie w nadziei, że jeszcze mi się odmieni, ale to byłoby bardzo głupie z mojej strony, bo muszę się skupić na czymś innym, a właściwie na wielu ważnych dla mnie rzeczach. Ostatni raz już PRZEPRASZAM i dziękuję za wspólny czas w blogu i nie tylko. Do widzenia w ostniej notce i na WASZYCH blogach! 
PA... :*

piątek, 19 czerwca 2015

Rozdział ósmy, czyli rozmowa z dyrektorem.

Hej, słoneczka!
Witam w kolejnym rozdziale! Szybko, co? Ale jest bardzo krótki, więc nie ma się co cieszyć :P
Dzisiaj troszeczkę wyjaśnień (NARESZCIE). Wiem, że bardzo czekaliście na odpowiedź do czegokolwiek, także... Oto on: rozdział, w którym wreszcie się czegoś dowiecie.
Mam jeszcze jedną sprawę. DLACZEGO MI NIE POWIEDZIELIŚCIE, ŻE ZAPOMNIAŁAM O DODAWANIU CYTATÓW NA KOŃCU?! Na pewno pamiętaliście, a ja, kurcze, mam słabą pamięć i zapomniałam! Jak mogliście?! No jak?! W tym rozdziale nie ma nic na końcu, ale dodam z czasem.
W następnym rozdziale już na pewno będzie o Lily i jej zwierzaku, także spoko :P
Rozdział pisany z okrutnym katarem i bólem głowy, także za nieścisłości bardzo przepraszam! :*
Miłej lektury!
GABBY
~,~
GABRIELLE BONNET
    Czuła się dobrze z tym, że ich przyjaźń się odnowiła. Nie mogła się gniewać na Lily za to, że na nią naskoczyła, chociaż powinna najpierw się wszystkiego dopytać, a dopiero potem wyciągać konsekwencje. Jednak nie gniewała się na nią - znała ją bardzo dobrze, więc wiedziała, że Evans potrafią ponieść emocję. Nie była Remusem, który najpierw myślał, a potem mówił. Był rozsądny i spokojny. A Lilka potrafiła kierować się bardziej sercem niż rozumem. Najpierw coś robiła, a potem zdawała sobie sprawę, jakie to nosi konsekwencje. 
    Była też dumna z tego, że pogodziła się z Maggie. W końcu to nie jej wina, że zakochała się w Blacku. Nie wiedziała o tym, co Bonnet czuje do niego, więc miała do związku z nim pełne prawo. Nie żywiła urazy też za tę kłótnie, którą niebieskooka po części rozpoczęła. To była jej wina, że nie powiedziała o tym, iż Huncwoci coś planują, tyle, że ona sama nie wiedziała co. Nie powiedzieli jej "tylko ze względu na to, że mogłaby ich zdradzić". Ale kisiel w szafie, to wcale nie było śmieszne, tym bardziej dla jej najlepszej przyjaciółki. Głupio było się kłócić o takie błahostki, ale na szczęście już wszystko było w porządku.
    Wydarzyło się też coś niezwykłego. Gabrielle dostała list. Jego autorem była osoba, której by się na pewno nie spodziewała. Czy to oznaczało ratunek? Musiała o tym powiedzieć swoim przyjaciółkom. Tylko jak?
    Była głupia, czego ona się bała? Przecież na pewno ją zrozumieją. Być może bała się tylko tego, co znajdowało się w kopercie. Ale jeszcze nie była gotowa. Przyjdzie na to czas.
   Schowała kopertę pod poduszkę i zamknęła na moment oczy. "Co to oznacza?" - myślała Bonnet. Potrząsnęła głową, wypędzając z niej złe myśli. Wstała i powolnym krokiem udała się na poszukiwanie Lily i Maggie - jej nowo odzyskanych przyjaciółek.
~,~
REMUS LUPIN
   Cieszył się, że mu się udało. Mógł spokojnie stwierdzić, że to dzięki jemu się pogodziły, ale jako osoba skromna twierdził, że i bez jego udziału wszystko by się ułożyło, co oczywiście było nieprawdą. 
    Została mu tylko rozmowa z Jamesem. Miał nadzieję, że będzie to koniec jego "Remusowskich Pogadanek", bo mimo wszystko były bardzo męczące i trzeba było się wiele namęczyć, żeby wszystko było tak, jak należy i nikogo swoim rozumowaniem nie przytłoczyć. 
    Udał się więc na stadion, gdzie znajdował się Rogacz. Sobotnie popołudnia tam spędzane, to były jego najlepsze popołudnia. Takiego zagorzałego szukającego, to nawet Hogwart chyba nie widział. Lunatyk szedł spokojnym krokiem. Wiedział, że ma czas, a Potter szybko stamtąd nie wyjdzie. Wybierał najmniej złośliwe schody i z łatwością przeskakiwał te oszukane. Wybierał skróty, które najbardziej lubił. 
    Po jakichś piętnastu minutach doszedł do boiska, gdzie jedna osoba siedziała na ławce i obserwowała świat dookoła. Gdyby się przyjrzeć bliżej, można by dostrzec na głowie owej osoby rozmierzwione włosy, a na jej nosie czarne okulary. Remus uśmiechnął się na widok przyjaciela i przyspieszył kroku.
   -No hej - zawołał wilkołak do Jamesa i usiadł koło niego na ławce, wpatrując się w dal.
   -Co ty tutaj robisz? - powiedział jak wybity z transu Potter.
   -Eee... Siedzę, oddycham, patrzę, słyszę... a tak ogólnie to z tobą rozmawiam - powiedział z uśmiechem. - Chciałem porozmawiać, Rogacz. To bardzo ważna sprawa jest.
   -Chodzi o Evans? - spytał ze smutkiem
   -Tak, o nią chodzi. I o Gabrielle też.
   -Słuchaj, stary, może to źle zabrzmi, ale... Ja nie wiem o co chodzi. Przyszedłem porozmawiać z Lily o jej notatkach z historii magii...
   -Przepraszam, że ci przerwę, ale mogłeś ode mnie odpisać - powiedział widocznie zazdrosny.
  -Przecież wiesz, że to tylko ze względu, żeby w ogóle z nią pogadać, więc się nie fosz - wyjaśnił uśmiechnięty.
    -Ale... Przecież ty nie... Podobno...
   -Wiem do czego dążysz, Remi. Poczekaj tylko i mi nie przerywaj, bo ja myślę o tym samym - odpowiedział James.  - Nie uwierzysz. Ja w cale nic ten-teges do Gabrielle. Ja ją bardzo lubię, ale to moja siostra, nie rodzona, ale siostra. Podszedłem do Lily i coś się we mnie... Zmieniło. Tak jakby jej widok sprawił, że stałem się całkiem kimś innym. Rozumiesz? Powiedziałem jej o Gabrielle, chociaż nie chciałem! Nie wiem jak to się stało. Może mam jakiś uraz mózgu, albo co...
    -To już wiemy od dawna - zażartował Luniek, przez co oberwał od przyjaciela w głowę. - Wiesz... chyba coś słyszałem o takiej klątwie... To było coś jak... Mutare Affectus. Trzeba coś o tym poczytać. Obiecuję, James, zajmę się tym.
~,~
GABRIELLE BONNET
    Wzięła głęboki oddech i zwróciła się do dziewczyn, które siedziały z nią w Wielkiej Sali na śniadaniu. Wiedziała, że powiadomienie ich o dobrej (bądź złej) nowinie. 
   -Mam wam coś ważnego do powiedzenia - rzekła stremowana. 
   -Słuchamy - powiedziała Maggie, a Lily tylko pokiwała głową, bo właśnie jadła.
   -Przyszedł do mnie list... - powiedziała Gabi, po czym zawiesiła się nie mogąc dokończyć.
   -Acha, i... - poganiała ją Morgan.
   -Możliwe, że będę miała się gdzie podziać. I najprawdopodobniej sprzedam stary dom dziadka. Po zakończeniu roku szkolnego wyjeżdżam do Austrii.
    -Chyba żartujesz - oburzyła się ciemnowłosa, a Lily zakrztusiła się jedzeniem.
   -Przyszedł do mnie list i jest on od mojej kuzynki z Wiednia. Chyba mnie zaprosiła...
   -Ale to jeszcze nie jest pewne, prawda? - spytała przerażona Lily.
   -Nie... Właściwie, to chciałam z wami przeczytać ten list - powiedział nieśmiało.
   -Chodźmy - wstała z prędkością galopującego jednorożca Lily. Pociągnęła za ręce obie dziewczyny, nie pozwalając im nawet dokończyć śniadania.
   Ruda biegła co sił w nogach, a jej najlepsze przyjaciółki nie mogły za nią nadążyć. Jak błyskawica powiedziała do Grubej Damy Parzydełka i wleciała na schody prowadzące do dormitorium dziewczyn. Szybko otworzyła drzwi do siódmego rocznika i usiadła na łóżku, czekając aż pozostałe ją dogonią.
    -Ty powinnaś się zapisać na jakieś biegi - wydyszała Maggie. Zaraz za nią stała zdyszana Gabrielle.
   -Na razie, to ja czekam, aż panna Bonnet łaskawie się ruszy i da nam przeczytać ten cholerny list! - powiedział wnerwiona.
   -Już ci go daję! - powiedziała spokojnie i podeszła do swojego łóżka. Wyciągnęła spod poduszki wymiętą kopertę i podała ją Evans. Ta otworzył trzęsącymi się rękoma list i zaczęła czytać:

Droga Gabrielle!
Jak się czujesz? Czy wszystko u Ciebie w Hogwarcie dobrze? Musimy się niedługo spotkać, bo muszę jak najwięcej wiedzieć o nowych wieściach z Twojej szkoły! Skończyłam Hogwarcik już jakiś czas temu, a nadal interesują mnie tamtejsze plotki, a szczególnie te, związane z dziewczynami z Twojego dormitorium. Co tam u Lily i Maggie? Musisz je koniecznie przyprowadzić do mnie po zakończeniu roku, na wakacje.
Ogólnie piszę do Ciebie w sprawie Twojego miejsca zamieszkania. Mam dla Ciebie propozycję. Na czas Twojego pobytu w Hogwarcie będę za Ciebie płacić rachunki, natomiast zaraz po powrocie bierzesz się za pracę i wszystko spłacasz sama. Chyba, że wolisz sprzedać dom i kupić jakieś mieszkanko z zapasem pieniędzy w kieszeni. Jest jeszcze trzecia opcja. Jeśli chcesz, przyjedź do mnie do Wiednia na jakiś czas, żeby zarobić jakieś pieniądze, a ja bym Ci pomagała, to dla mnie żaden problem. Wszystko zależy od Ciebie, moja droga. Po prostu, jak Ci będzie wygodniej. Wiem, że pewnie wolałabyś zostać w Anglii, dodatkowo nie nakładać na mnie odpowiedzialności i jeszcze zachować dom po dziadku, ale to niemożliwe. Niestety, nie mogę nic więcej Ci zaproponować w tej sytuacji. Ale ja nie tylko o tym. Jak wiesz, dwa lata temu wyszłam za mąż za Harry'ego. Niedawno urodziła nam się córeczka! Postanowiłam ją nazwać Stella, po Twojej mamie. Czy zechciałabyś zostać matką chrzestną? Załatwię wszystko z McGonagall, więc się niczym nie martw, pozostaje nam tylko Twoja zgoda.
Ja już kończę, kochana. Przemyśl te dwie sprawy i odpisz jak najszybciej! Nie mogę się doczekać naszego spotkania! 
Pozdrawiam
Dominica

    -Ooo! Harry! Jakie ładne imię! - powiedziała Lily, a wszystkie dziewczyny się zaśmiały.
   -My tutaj o takich poważnych sprawach, a tobie tylko jakieś bzdury w głowie. Może nazwiesz tak swoje dziecko - zażartowała Maggie.
   -A żebyś wiedziała - uśmiechnęła się Evans promiennie.
    Dziewczyny jeszcze długo rozprawiały na temat listu. Jedno było pewne: na pewno przyjadą do kuzynki Gabrielle na wakacje. Propozycję zostania matką chrzestną i miejsca zamieszkania Gabrielle postanowiła przemyśleć sama.
~,~
LILY EVANS
    Tego samego dnia, w którym dowiedziałam się o liście do Gabrielle podszedł do mnie Sebastian Kelly - uczeń trzeciego roku. Podał mi karteczkę i powiedział jedynie "Od dyrektora". Przestraszyłam się, że coś przeskrobałam. Ostatnio gorzej się uczyłam, ale postanowiłam, że powrócę do formy. Otworzyłam liścik i przeczytałam:
Panno Evans!
Zapraszam panią do mojego gabinetu o 17.00.
Miłej niedzieli!
Profesor 
Dumledore
PS. Hasło to "Dyniowe paszteciki"

    Zastanawiałam się, po co sam Dumbledore miałby mnie zapraszać do swojego gabinetu. Miałam zepsutą niedzielę, bo od tamtej pory ciągle myślałam, o co chodzi. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko czekać do tej zakichanej siedemnastej. Usiadłam na kanapie w Pokoju Wspólnym i zaczęłam się uczyć na Obronę Przeciw Ciemnym Mocą. Nie mogłam się na niczym skupić, kiedy mnie olśniło. Przecież dyrektor miał ze mną porozmawiać na temat Gibbsa! Popatrzyłam na zegar. Była piętnasta. Zadowolona swoim odkryciem postanowiłam się pouczyć. Mimo wszystko, cała wiedza do głowy nie wejdzie sama.
~,~
    Dokładnie dziesięć minut przed czasem poszłam w stronę gabinetu dyrektora. Robiłam długie kroki - nie mogłam się doczekać nowych wieści. Kiedy byłam już pod chimerą poprawiłam krawat i spódnicę, po czym powiedziałam do kamiennego posągu hasło o słodkim brzmieniu. Weszłam na schodki, które wywindowały mnie na górę. Zanim zdążyłam zapukać ze środka dobiegł głos dyrektora:
    -Zapraszam! - weszłam do jego gabinetu i rozejrzałam się dookoła. Wszystko wyglądało tak jak poprzednio. Uśmiechnęłam się do siebie.
    -Dzień Dobry, profesorze. Wzywał mnie pan. - powiedziałam grzecznie.
   -Owszem, proszę usiąść. Może dropsa? Mam nowe smaki: miętowy i malinowy. Skusi się pani? - spytał pokazując mi dwa pudełeczka.
    -Oczywiście - powiedziałam i sięgnęłam po te miętowe. Uwielbiałam ich smak, były nieziemskie. W tej chwili ktoś zapukał do drzwi. Staruszek zaprosił ową osobę do środka. Okazało się, że tą osobą był James Potter. Uśmiechnął się promiennie i grzecznie przywitał. Tak samo wziął cukierka, tyle że malinowego.
    -Jak się pewnie domyślacie, zwołałem was tutaj z informacjami o profesorze Gibbsie. Okazało się, że jest sługą Voldemorta - pisnęłam na wzmiankę o śmierciożercach i czarnoksiężniku. To był dla mnie drażliwy temat. - Nie było w szkole samego Voldemorta....
    -Przepraszam, ale czy mógłby pan przestać wymawiać to nazwisko? - spytałam przerażona, jednak pewna siebie. - Mam uraz po tym, jak zaatakował Jamesa. Na razie... Nie mogę.
    -Ależ panno Evans, lęki należy pokonywać! Ale specjalnie z myślą o pani, postaram się to nazwisko omijać. Przechodząc dalej... Nie była to ta osoba, którą jako pierwszą podejrzewaliśmy, ale był to cały czas Gibbs, w rzeczy samej. Czarnoksiężnik musiał nauczyć śmierciożerców nowych zaklęć, którymi transmutował ich twarze na swoje podobieństwo. Niedługo odbędzie się wyrok na, byłym już, profesorze Gibbsie i prosiłbym was, abyście się na nim zjawili. Czy wyrazilibyście taką chęć?
   -Tak - powiedział Rogacz, a ja pokiwałam głową.
    -W takim razie to wszystko. Dziękuję wam. Do widzenia - wstałam z krzesła i skinęłam głową.
   -Ja mam jeszcze sprawę, ale to na osobności - odezwał się James.
   -Bardzo proszę - uśmiechnął się dobrotliwie. - Panno Evans?
   -Do widzenia! - powiedziałam i zamknęłam za sobą drzwi.
    Udałam się do Pokoju Wspólnego, cały czas zastanawiając się, co takiego chciał James od dyrektora. I czy jest aż tak ważna, że musiał na osobności? Musiałam się tego dowiedzieć. Ale jeszcze przyjdzie na to czas.

czwartek, 18 czerwca 2015

Rozdział siódmy, czyli w przyjemnej przeszłości

Hej, kociaki!
Dzisiejszy rozdział z dedykacją dla Łapy i Rogacza, za to, że obaliły mój system parzystości komentarzy. Czy to jest ta kara za krótki rozdział? :( No dobra, zasłużyłam. Bardzo lubię parzyste liczby, więc kara surowa, ale może być...
Jestem w trakcie poprawiania starych rozdziałów (które są naszpikowane błędami), więc z tego powodu rozdział tak późno.
I sprawa najważniejsza. Normalnie, nie zgadniecie! MAMY 100 KOMENTARZY! (A właściwie, to 51, po odpowiadam na każdy, jak już wiecie). Dziękuję GinnyArea za to piękne 100 ;*
I teraz zacznę gadać...
Jestem ogromnie wdzięczna. Liczyłam, że nikt nie skusi się na czytanie tego dziadostwa. Próbowałam to czytać, ale wszystko tak strasznie się nie klei i tek źle się to czyta, że aż wam normalnie współczuję. Robicie to tylko dlatego, żeby było mi miło, nie musicie. Znosicie moje humory i to, jak rzadko coś się pojawia. Przepraszam za porzucone wątki (do których i tak powrócę), za moje wady (których jest nieskończenie wiele) i wreszcie za to, że wielu udało mi się przeciw sobie odwrócić. Dziękuję jednak za wszystkie poświęcone minuty, za każdy nawet najmniejszy komentarz, za każde wyświetlenie, za to, co wnosicie do historii (a staram się was zaangażować jak najbardziej). Kocham was, wiecie? I mało tego, że się popłakałam przy moich rozmyślaniach, o tym, jak wiele wam zawdzięczam, to nic. Ważne, że was kocham i mam nadzieję, że dojdziemy do tej PRAWDZIWEJ setki, mojej wymarzonej. Chciałabym, aby każdy, kto zechce uświetnić moje święto skomentował ten rozdział. Rozdział wyjątkowy. Chcę zobaczyć, ilu wytrwało. Moim marzeniem jest, abyście ze mną zostali zawsze, zawsze, do zakończenia. Dziękuję też wszystkim bardziej i mniej zaangażowanym. Nie będę wymieniać, ile osób jest mi bliższych, myślę, że zgadniecie. Ale nie chcę, żeby ktoś był anonimowy. Wypiszę wszystkich, którzy zostawili po sobie ślad (czy w formie komentarza, który jest trwały, czy obserwacji, którą można łatwo odwołać). Dziękuję zatem wszystkim osobom, które się przyczyniły, czyli: Luthien, Yellow, Black Butterfly, Em, Mała Mi, Sylwia, Natalia, Saphire, Łapa i Rogacz, Narcyzia, Panienka Livvi, Astoria, oNyks, Księżniczka Półkrwi, Lady Mania, Rogata, Marta Kwiatek, GinnyArea, Jagoda Lee. Jesteście wielcy :*
Dziękuję Wyimaginowanej Grafice za szablon. Jak wam się podoba?
Dzisiaj troszkę inaczej, bo przechodzimy do czasów piątej klasy. Wiecie, trzeba troszkę odpocząć od tego wszystkiego... Wtedy jeszcze nie było tylu problemów ;)
Ach, zapomniałabym! Zapraszam jeszcze do Tajemnice Olimpu. Dziewczyny mają mało czytelników, a posiadają bardzo dobry tekst, więc kto lubi miologię zmyka do nich w podskokach! To rozkaz! xD Żartuję, ja chcecie, to idźcie ;)
I jeszcze jedna sprawa. Prosiłam was o decyzję, o tym co ma Lily zrobić, ale w następnym rozdziale wszystko wyjaśnię, także nie bójcie się, ja do wszystkiego dojdę.
W podzięce dla mojej przyjaciółki, która wspomogła mnie przy pisaniu tego rozdziału, jest on również dla ciebie!
Są tutaj drobne wulgaryzmy, ale tylko drobniutkie, nawet nie zauważycie. Poza tym, to nie jest przekleństwo, tylko część ciała xD
Zachęcam do obserwowania, komentowania i czytania!
GABBY
~,~
REMUS LUPIN
 -Gabrielle! Musimy pogadać - powiedział wilkołak zachwycony widokiem koleżanki.
  -Witaj, Remusie! Też muszę z tobą porozmawiać... - powiedziała przygnębiona.
  -O co chodzi? - spytał, choć już miał swoją teorię.
  -O Lily i Jamesa. Coś jest nie tak. Lily na mnie nakrzyczała, a ja naprawdę nie mam pojęcia o co. Czy to chodzi o Jamesa? - spytała niebieskooka.
  -Bo... Ty... Nic nie wiesz? - spytał z wytrzeszczonymi oczami. - Lily przyszła do mnie zapłakana i mówiła coś o tobie i Jamesie...
  -O mnie i Rogaczu?! - przerwała mu dziewczyna. - Przecież dobrze wiesz, że to niedorzeczne! Jesteśmy tylko przyjaciółmi, nic więcej! Kocham go, ale tylko jak brata. Akurat ty powinieneś to wiedzieć, uwierz mi, na głupiego nie wyglądasz, Lunatyku.
  -W takim razie co innego sądzi Rogaś. Podobno rozmawiał z Lilką o tym, jak on cię...
  -Nie kończ! - znowu mu przerwała. - Nie mogę tego słuchać, to jakieś brednie! Ja... Tylko nikomu nie mów!... Mam na oku kogoś innego... - Lunatyk otworzył usta ze zdziwienia. - Udaj, że tego nie słyszałeś. W każdym bądź razie, to niemożliwe i ty o tym wiesz. Musisz porozmawiać z Lily, bo to jakieś nieporozumienie, to samo z Jamesem. Ja już nic ci nie powiem, bo to wszystko, co wiem. Do zobaczenia!
~,~
   Był nieźle zdziwiony. Gabrielle ma kogoś na oku i nic nie wie na temat jej i Jamesa. Coś tu nie pasowało, dlatego choćby nie wiem co, musiał się dowiedzieć. Popędził w poszukiwaniu Lily prosto do biblioteki. Wiedział, że najprawdopodobniej tam się znajduje. Było to jej ulubione miejsce do spędzania wolnego czasu. Biegł najszybciej jak potrafił. Musiał wszystko wyjaśnić, nie byłby sobą.
  Otworzył drzwi, które głośno skrzypnęły, zdecydowanie ktoś musiał je naoliwić, bo jak tylko  ktoś wchodził, pani Pince była zła za niszczenie błogiej ciszy w bibliotece. Tak było i tym razem. Remus uciekł od jej miażdżącego wzroku w poszukiwaniu rudej czupryny, którą odnalazł niedługo potem, była dość charakterystyczna. Podszedł do widocznie zasmuconej przyjaciółki.
   -Hej - powiedział znienacka, przez co dziewczyna lekko się przestraszyła.
   -Cześć, co tam? - spytała z sztucznym uśmiechem.
   -Odkryłem prawdę. A jest ona bardzo ciekawa. Chcesz posłuchać?
   -Oczywiście. Zawsze i wszędzie! - uśmiechnęła się.
   -Proszę, nie przerywaj mi na razie i daj skończyć. Dobra?
   -Może być. Przynajmniej się postaram.
   -Więc Lily, chodzi o to, że popełniłaś błąd. Obwiniłaś złą osobę. Okazało się, że Gabrielle nie ma z tym nic wspólnego!
   -Ale... - zaprotestowała.
   -Miałaś mi nie przerywać! - oburzył się chłopak.
   -CO TO ZA ROZMOWY MIĘDZY REGAŁAMI?! Cisza proszę! - zawołała wściekła bibliotekarka.
   -Na czym to ja... a tak - kontynuował Lupin, tym razem szeptem. - Jak wiesz, Gabrielle nie ma w zwyczaju kłamać. Więc z jakiej paki zrobiłaby to tym razem? Przebyłem z nią krótką rozmowę. I wiesz co powiedziała? Że ona go kocha, to prawda, ale tylko jako przyjaciela. Co więcej, podoba jej się ktoś inny! - powiedział ostrożnie, nie chcąc urazić Rudej, chociaż miał do tego pełne prawo. - O Boże, czuję się jak baba, jak mówię o sprawach sercowych.
  -Dziękuję, Luniek. Na pewno porozmawiam o tym z Gabrielle, ale najpierw spróbuję to jakoś odkręcić. Na pewno na razie będę trzymała ją na dystans... Jak to głupio brzmi. Ale na pewno tak będzie.  Przemyślę sobie parę spraw. Cześć! - powiedziała i odeszła, a Lupinowi zrobiło się ciepło w duszy, że być może udało mu się uratować przyjaźń. Był z siebie dumny.
~,~
LILY EVANS
    Było sobotnie popołudnie. Przemyślałam sobie kilka spraw. Stwierdziłam, że skoro Gabrielle nie skłamała, to James musiał sobie ze mnie zrobić jaja, to do niego podobne. Wszystko wzięłam na serio, a on tylko chce się pośmiać. Ciekawiło mnie jedynie, kto jest tą osobą, którą lubi moja współlokatorka. Byłam pewna, że powiedziała to Lunatykowi w zaufaniu, a on bez wprawy do takich sytuacji, wszystko wygadał.
 Zmusiłam dziewczyny do rozmowy ze mną. Postanowiłam, że muszę zadziałaś naszymi wspólnymi chwilami, jeszcze za czasów, kiedy nic między nami się nie działo. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie wszystko po kolei. Uśmiechnęłam się do siebie, widząc jak wiele się zmieniło. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam opowiadać jak najęta wszystko, włącznie z najmniejszymi szczegółami...

  -Oddawaj! - warknęłam do Pana Napuszonego Łba.
  -Znalezione, nie kradzione, madame! - zaczął się ze mną droczyć, wymachując moją torebką na prawo i lewo.
  -AJ!!! - zawyła Gabrielle, która spokojnie sobie idąc oberwała od Rogacza torebką prosto w nos. - Hyyy! Jak mogłeś, czeka cię kara! - zagroziła, po czym wskoczyła na niego, wywalając przy okazji siebie i jego na ziemię. 
  Okładała go pięściami i targała za uszy, a ja nie mogłam wytrzymać ze śmiechu. Zalana łzami rozbawienia padłam na podłogę. Panna Bonnet wstała dumnie z moją torebką na lewym ramieniu i z potarganymi włosami, które wpadały jej do oczu i ust.
  -Jestem zwycięzcą! - zawołała i oddała mi moją ukradzioną przez Jamesa rzecz. 
  Owy złodziej leżał teraz na ziemi zdyszany i całkowicie zdezorientowany. Wstał powoli i uśmiechnął się ku nam złośliwie.
  -Czy moje panie mają ochotę na kąpiel? - zapytał jadowitym tonem i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź z naszej strony wziął każdą z nas na barki i popędził w stronę jeziora.
  Potter, jako osoba wysportowana, nie zważając na nasze krzyki i kopnięcia wbiegł na błonia. Rozejrzał się, a kiedy stwierdził, że widownia jest wystarczająca wrzucił nas w głębiny jeziora. Zamknęłam szybko oczy. Wściekła do granic możliwości, słysząc śmiechy Pottera i prawie całej szkoły wypłynęłam zdeterminowana na powierzchnię.
  Gabrielle już siedziała na brzegu. Trzęsła się z zimna, jednak wcale na to nie zważała i śmiała się w najlepsze.
   -Potter, jesteś najgorszym debilem, jaki chodzi po Ziemi! - wydarłam się na niego najgłośniej jak potrafiłam.
 -A ty jesteś mokra i  przypominasz przeplutego kociaka! - powiedział śmiejąc się. Po chwili większość osób mu zawtórowała. - Evans, umówisz się ze mną?
   -Oczywiście, Potter - powiedziałam słodko. Wszyscy rozdziawili usta ze zdziwienia. -Tylko najpierw zrób coś dla mnie. Idź do skrzatów, pożycz patelnię i walnij się nią najmocniej jak potrafisz prosto w ten swój pusty łeb, to ci takie niedorzeczne pomysły wylecą z głowy! Jesteś napuszonym, zapatrzonym w siebie, aroganckim, wieśniackim kretynem! Nie widzisz nic, prócz czubka swojego własnego nosa! Jakby mnie coś zjadło? Teraz muszę wziąć coś na uspokojenie, bo mnie szlag trafi! Jesteś okropny! Nie wiem, jak cokolwiek może wytrzymać z tobą choć chwilę! Współczuję reszcie Huncwotów, bo muszą takiego kretyna u siebie trzymać! Jesteś najgorszym, co mnie w życiu spotkało! - z każdym słowem coraz bardziej krzyczałam, a wokół ludzie przestali się śmiać, widząc, jak poważna jest sytuacja. Nikt nie miał takiej odwagi, żeby zaczynać z rozzłoszczoną Evans. Nawet najbardziej mężny Gryfon.
 -Przepraszam? - zapytał skulony James z oczami rozszerzonymi z przerażenia.
 -Jak cię walnę między oczy, to ci śpik wyskoczy!* - zawrzeszczała Gabrielle w mojej obronie: ona jako jedyna łatwo potrafiła się otrząsnąć po ataku mojej agresji.
Popatrzyłam w stronę Gabrielle i bez słów udałam się wraz z nią w stronę Hogwartu...


    -Ej, ja też coś mam! - zawołała Gabrielle uśmiechając się na wspomnienie o dawnych czasach. - Słuchajcie, to też jest niezłe...

 -BEREK! - zawył Łapa waląc Rogacza prosto w łopatkę. W oczach Jamesa pojawiła się żądza mordu. Zaczął się skradać na wrzeszczącego Syriusza i skoczył do ataku. Biegali jak szaleni, przy czym Black skakał i piszczał jak kobieta, wymachując raz za czas rękoma.
 Czynili w ten sposób ogromny harmider w Pokoju Wspólnym, gdzie uczniowie potrzebowali odpoczynku po ciężkim dniu pracy. Jedni spoglądali w kominek, inni rozmawiali, a jeszcze inni odrabiali zadanie. A właściwie jedna osoba. Lily Evans. Dziewczyna nie mogąc się skupić wstała z hukiem z krzesła. Chłopaki jak zamrożeni stanęli w miejscu i odwrócili powoli głowę w stronę wściekłej do granic możliwości rudowłosej piękności.
 -Kłopoty... - zamruczał Rogaty i wraz z Łapą wybiegli z miejsca zbrodni. Postanowili się udać do swojego dormitorium.
 Zanim James zdążył wyciągnąć rękę ku drzwiom, one otworzyły się przed nimi i ukazał się im Remus, który był wyraźnie zadowolony z takiego obrotu spraw - najpewniej ich szukał. Pociągnął za nadgarstki swoich przyjaciół. W środku czekali już Peter i Gabrielle. Widać było, że nie mają pojęcia o co chodzi.
 -Mam plan - powiedział złośliwie uważany za najspokojniejszego Huncwota czarodziej, jednak, jak się okazało, wcale nie taki spokojny. 
 -Remus, nie poznaję cię - powiedział Syriusz. - I bardzo mi się to podoba.
  Najmądrzejszy z całej bandy powiedział, co mu leżało na serduchu. Misterny plan działania okazał się prosty, ale niesamowity w skutkach. Plan "Syndrom Czerwonego Nosa" należało wprowadzić w życie. Ale na reakcję ludzi wokół trzeba było poczekać do rana.
 Z rana samego o świcie wszystkich obudziły krzyki damskiej części Hogwartu. Nieważne czy lochy, czy wieże, ważne, że wszyscy byli przeszczęśliwi, że mogli dostąpić tego zaszczytu i zostać ofiarą kawału bandy złośliwych rozrabiaków, niejakich Huncwotów, bo oto każdy, nawet ten najmłodszy i ten najstarszy, mieli twarze klaunów z dodatkiem ogromnych uszu. Oczywiście, wszyscy byli przez to źli. No, prawie wszyscy. Nie można zapomnieć tutaj o Huncwotach, którzy z pomocą Gabrielle dokonali kolejnego udanego kawału. A wiecie co w tym było najlepsze? Że oni wcale bez szwanku z tego nie wyszli, bo normalnym, nie oznacza posiadania kaczej pupy i dzioba. Morał z tego taki, że trzeba być huncwockim draniem, żeby zrozumieć, że bycie kaczką w żadnym stopniu nie jest złe. Co innego bycie klaunem z ogromnymi uszami...

 Śmiałyśmy się jak opętane. Zapomniałyśmy o tym, co się wydarzyło na początku roku. Te bzdury nie mogły zniszczyć więzi, jaka była między nami i jakie wspomnienia nas łączyły.
 -Słuchajcie.. Przypomniało mi się coś jeszcze - powiedziała poważnie Maggie. - Wy pewnie też, ale musicie mnie posłuchać. To szło tak...

 Trzy najlepsze przyjaciółki: Maggie, Lily i Gabrielle. Papużki - nierozłączki. Wszystkie inne, a jakby takie same. Zawsze razem, w zdrowiu i chorobie, w śmiechu i płaczu, w smutku i radości. Kiedy jednej się coś działo, druga zaraz była przy niej. Nieważne, czy chodziło o chłopaka, o szkołę, czy o jeszcze coś innego. Tak było i tym razem.
 -Nienawidzę go - wyjąkała Lily przez łzy. - Jest najbardziej zapatrzonym w sobie człowiekiem, jakiego widziałam - pożaliła się zbolała dziewczyna.
 -Nie martw się, słońce. Kiedyś mu przejdzie, zobaczysz - próbowała pocieszyć swoją przyjaciółkę Maggie, jednak to trzeba jej przyznać - była w tym beznadziejna. 
- On nigdy nie przestanie! - zawołała Ruda i przytuliła się do poduszki.
 - Mam pomysł, mała. Trzeba się zemścić - powiedziała złośliwie Gabrielle, zacierając ręce. - Trzeba zastosować ripostę idealną. Już ja cię rudzielcu nauczę, nie bój się.
 -Nic tak nie działa na nerwy jak porządna zemsta - stwierdziła poważnie Morgan, na co wszystkie się zaśmiały. 
Następnego dnia, Lily uzbrojona w całą paletę pocisków, jakimi mogłaby zaspokoić swoją nienawiść na Potterze, ruszyła pewnym siebie krokiem do Pokoju Wspólnego, a następnie do Wielkiej Sali. Wiedziała, że tym razem da sobie radę. 
 -Evans, umówisz się ze mną? - spytał jej gnębiciel, na co dziewczyna odpowiedziała uśmiechem. Zdziwiło to chłopaka niemało, bo zazwyczaj reagowała niepohamowaną agresją.
 -Łazisz na mną jak smród po gaciach, Potter. Wziąłbyś się zszywaniem spodni w kroku, bo coś ci pękły... - powiedziała zadowolona dziewczyna. Jasne było, że dziura nie powstała przypadkowo. To któraś z dziewczyn pomogła zielonookiej przyjaciółce w zemście. 
  -Evans, jesteś niemożliwa... - zawył wściekły. Wokół ludzie już zaczęli się zbierać. Tworzyło się niezłe zbiegowisko.
 -Ty jesteś niemożliwy, Potter! - powiedziała Lily jadowitym tonem. - Przyczepiłeś się do mnie jak gówno do nie powiem czego. Jak ci zafunduję terapię parasolem, to ci go do dupy wsadzę. - krzyknęła zadowolona. 
 -Evans, słoneczko, nie gniewaj się. Jesteśmy sobie przeznaczeni... Jak możesz mnie tak traktować? - spytał zdziwiony.
 -Potter, nie ręczę za siebie. Obiecuję, że trafisz do skrzydła szpitalnego ze złamanymi obiema nogami, jako kaleka bez rąk i  najprawdopodobniej stracisz "męskość" - zaśpiewała zachwycona. 
 Ruda odwróciła się plecami, uderzając Jamesa swoimi włosami w twarz. Odeszła wolnym krokiem, odprowadzana spojrzeniami wielu osób, które nie śmiały nic powiedzieć na obronę jednego z najsłynniejszych Huncwotów.
 Kiedy dziewczyna oddaliła się dostatecznie, spotkała swoje przyjaciółki. Śmiały się z ich głupiego pomysłu, ale jakże skutecznego. Udały się na błonia. Były w wyśmienitych humorach. Kiedy już doszły do wybranego przez nie miejsca, ułożyły się wygodnie na trawie.
 -Mam pomysł - powiedziała Lily z zawsze towarzyszącymi jej światełkami radości w oczach. - Musimy złożyć przysięgę przyjaźni. To nasz obowiązek. To jak, może być?
 -Jasne - powiedziały Morgan i Bonnet w tym samym momencie, na co wszystkie się zaśmiały.
 -Stawiasz mi kremowe piwo! - zawołała Gabrielle, niezwykle tym faktem uradowana.
 -Niech naszym hasłem będzie... Coś prostego. Jak myślicie, co by to mogło być? - wróciła do tematu Ruda.
 -Zawsze** - powiedziała szeptem Gabrielle. - Proste, może oklepane, ale od razu wiadomo o co chodzi.
 -Zgadzam się - rzekła ucieszona Morgan.
 -Zawsze - powiedziała ze łzami w oczach Lily.
 -Zawsze - powtórzyła panna Bonnet, od ucha do ucha uśmiechnięta.
 -Zawsze - wyszeptała wzruszona Maggie, a wszystkie dziewczyny wpadły sobie w ramiona. Nic nie mogło tego zniszczyć. - Obiecacie, że ZAWSZE ze mną będziecie? - spytała ciemnowłosa.
 -Oczywiście, kochana. Zawsze... - wyszlochała już całkiem zapłakana Lily.
 -Na wieki. Zawsze - dodała Gabrielle, która też się niezmiernie wzruszyła i nawet w jej oczach pojawiły się przez moment łzy, ale szybko zniknęły. Zastąpił je za to szeroki uśmiech...

 -Dziewczyny... tak nie może być - powiedziała smutna Maggie.
 -Też tak uważam - westchnęłam mokra od płaczu. Potrafiłam bardzo łatwo się rozczulić przy takich historiach.
 -Zawsze? - powiedziała cichutko Gabi.
 -Zawsze - powiedziałyśmy z Maggie na maksa już zapłakane.
 Tak też w Hogwarcie wreszcie wydarzyło się coś dobrego, gdyż wreszcie trójka najbardziej ze sobą związanych dziewczyn miała okazję się ze sobą pogodzić, i tak się stało.



Zgoda -  stan pozbawiony konfliktów czy kłótni, pojednanie

~,~
* - Autorstwa siostry
** - prawdziwi PotterHead zrozumieją aluzję do "zawsze".  Aż mi się coś robi :')

W następnym rozdziale wyjaśnię jeszcze kwestię uczuć innych dziewczyn, ale nie ma ich w tym, ponieważ uznałam, że to odpowiedni moment na zakończenie rozdziału, więc nie musicie się obawiać wszystko po kolei.